-

cbrengland

Alfabet Braille'a i świat stanął na właściwych nogach

 

 

Od zawsze, jak pamiętam miałem problem z punktualnością. Ale to rodzinne. Gdy jeździłem z rodzicami na wczasy i gdy chodziliśmy na posiłki do jadalni, była ona zazwyczaj już pełna. Rozlegał się ściszony glos kelnerek

- Ooo, Bekiersze przyszli już

i tak mi zostało.

Dlatego takim stresem zawsze było i jest dla mnie punktualne przyjście do pracy. Najlepiej się czułem, gdy byłem dla siebie sam sterem, żeglarzem i okrętem. A były takie okresy w moim życiu. Nie jest łatwo narzucić sobie samemu reżim pracy. Ale gdy się to opanuje, wtedy naprawdę jest fajnie. Poza sporadycznymi sytuacjami losowymi, gdy coś trzeba zrobić, gdyż trzeba i już, reszta czasu należy do mnie. I to nie jest ważnym, czy się pracuje 7 dni/tydzień bez przerwy, a tak bywało. Bowiem w tym czasie pracy, tak długim przecież, przerwy w niej narzucałem sobie ja sam. A to jest zasadnicza różnica. Poza tym, po tak intensywnej pracy, mogłem sobie wsiąść do samochodu i jechać w góry na dzień dwa i wszystko wracało do normy.

Punktualność w takiej pracy nie ma znaczenia. Ja przychodzę do własnej pracy i to jedyna kontrola. Ale nie było to złe w firmie, gdzie się znalazłem po przybyciu do Kentu prawie zaraz po moim przyjeździe do GB, z krótkim pobytem w Manchesterze, na początku. Była premia za punktualność. Przez kilka lat mojej tam pracy, nikt się nie spóźnił ani razu, naprawdę. Ja też :-). Jedyny raz, to był wypadek losowy, gdy na autostradzie zabrakło mi benzyny. Ale wtedy to już nie była chwila spóźnienia ale prawie 1.5 godziny, gdy wreszcie zameldowałem się na stanowisku pracy. Liczyłem się z obcięciem tej premii. Ale, ku memu zaskoczeniu, dostałem całą. Dzisiaj już jest zdecydowanie lepiej z moją punktualnością. Zauważyłem plusy wcześniejszego przyjścia gdziekolwiek, a nie na “ostatnią chwilę”. Ten nawet krótki oddech przed rozpoczęciem pracy, czy przed koncertem, czy przed mszą świętą, to właściwy czas właśnie.

Wczoraj niestety wróciło stare. Idąc wzdłuż wybrzeża do miasta do kościoła, zagapiłem się. Nie tylko pod wpływem tak pięknej pogody, jak widać na obrazku powyżej i tego miejsca ale też komentowaniem wydarzeń dotyczących Novaka Djokovica. I się spóźniłem na mszę świętą. Nieznacznie ale jednak.

Dzięki Bogu w tym kościele jest tak bardzo normalnie i są ludzie w ilości nawet znacznej i są organy i jest ta własciwa podniosłość mszalnej chwili. Usiadłem w ławce z tyłu. Po chwili poszedłem jednak do przodu. Niestety okazało się, że nie był to dobry wybór. Przede mną w  ławce baraszkowały dzieci. Tak często bywa w czasie niedzielnej mszy świętej. Ale po chwili stwierdziłem, że skoro mogę jednak wybrać ławkę zupełnie pierwszą od ołtarza, to dlaczego nie. Poszedłem tam. Dopiero wtedy zacząłem uczestniczyć we mszy świętej. Było pierwsze czytanie. Nie zawsze lektorzy sprawdzają się w tym. Tym razem było jak trzeba, a nawet lepiej.

Gdy lektorzy schodzili po stopniach idąc do swoich ławek, zauważyłem, że ten młody człowiek, lektor, jest prowadzony, gdyż jest niewidomy. Nie potrafiłem utrzymać ciśnienia w oczach, zaszkliły się. Cóż za wspaniałe świadectwo życia. Tak, okazało się, że miał przed sobą na pulpicie tekst w alfabecie Braille’a, gdy czytał teksty mszalne. Potem widziałem z jakim uduchowieniem uczestniczył w tej mszy świętej.

Mszy nie odprawiał ksiądz proboszcz tej parafii, ksiądz z Togo. Po raz pierwszy w swoim życiu uczestniczyłem we mszy świętej, gdzie ksiądz przy ołtarzu siedział chwilami na krześle. Takim wysokim, jak przy barze w pubach ale jednak. To był zapewne emerytowany ksiądz. Nie pierwszy raz widziałem tutaj w kościołach równych mu wiekiem księży. Coraz ich mniej, księży.

Jeżeli ktoś zobaczył jednak tę rozmowę, jaką ostatnio polecałem w swojej notce, ten zapewne wie, jak dzisiaj funkcjonuje seminarium duchowne w Olsztynie, o którym mówił jeden z rozmówców. To seminarium duchowne mieści się w dwóch osobnych budynkach w centrum miasta. I bardzo często można było  kiedyś zobaczyć duże grupy kleryków, przemieszczających się pomiędzy tymi budynkami. Dzisiaj w tym seminarium studiuje ich, na wszystkich latach, 11. Studia trwają 5 lat.

 



tagi: dzien jak co dzien 

cbrengland
17 stycznia 2022 04:09
4     716    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

lipton @cbrengland
17 stycznia 2022 10:25

Studia niestety już trwają 7 lat.

zaloguj się by móc komentować

Augustynka @cbrengland
17 stycznia 2022 11:52

Pierwszy rok,tzw.propedeutyczny zaczynają w Klebarku.Możliwe,ze to coś na kształt zerówki :)

Syn mojej dobrej koleżanki parafialnej jest tam właśnie na pierwszym roku.Wszystkich chętnych jest 6 w tym 1 z diecezji elbląskiej,taki chyba 30+.Ilu dotrwa do święceń,ilu zostanie w kapłaństwie?Moja parafia płodna. :) W tamtym roku wyświęcono kapłana z mojej parafii,w tym roku będzie miał święcenia diakonatu kleryk też z mojej parafii no i kolejny kandydat,o którym pisałam wyżej.

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @lipton 17 stycznia 2022 10:25
17 stycznia 2022 13:42

Może i dobrze. U Jezuitów bodaj ponad 10.lat od dawna.

Ale to zdaje się niedobre porównanie. U nich zdaje się długość nie poszła i nie idzie w jakość już. 

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @Augustynka 17 stycznia 2022 11:52
17 stycznia 2022 13:47

Ale tamte lata zdaje się na razie pozostaną już  historią.

Gdy się pomyśli, jak było za PRL-u i jak Kościoł w Polsce żył i dał nawet Papieża, przykro patrzeć, co się z nim dzisiaj dzieje. Trzeba nam wspierać księży. Oni są najbliżej nas. I z nami.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować