-

cbrengland : krzysztof feliks bekiersz - moja historia

"Downbeat" w konsulacie amerykańskim w Krakowie

Tak właśnie było. Na ul.Stolarskiej, nie wiem, czy do dzisiaj tam jest, pojawił się ten konsulat za moich czasów bytności w Krakowie. Dawno. Ale do dzisiaj pamiętam zapach, tak właśnie, tamtejszej biblioteki. Łaziłem do niej często. Przeglądałem prasę amerykańską i książki. Wtedy na Małym Rynku był też MPik. Nie, nie to nie sieć księgarni molochów, która dzisiaj przejęła tylko nazwę tych klubów, czyli klubów Międzynarodowej Prasy i Książki. To było coś jednak. To nie były ot, takie sobie kluby. Tam chodziło się nie tylko by być z prasą zagraniczną właśnie ale też i polską ale chodziło się posiedzieć, na kawę po prostu. Ale też, jakże często były tam organizowane spotkania z ciekawymi ludźmi.

To były czasy, gdy jeszcze miałem czas słuchać muzyki. Miałem radio Elizabeth Stereo, pewno niektórzy kojarzą ten sprzęt. To było jedno  z pierwszych wysokiej klasy radio stereofoniczne na polskim rynku, całkowicie polskie. Do tego miałem gramofon, nie, nie, nie Bambino. To był  gramofon z wyższej półki sprzętu też, z regulacją obrotów talerza i wyważonym ramieniem i z dobrej klasy wkładką. I kolumny głośnikowe mojej własnej konstrukcji zrobione z szuflad starej szafy moich rodziców, tak, tak. Wtedy jeszcze byłem w to zaangażowany dość bardzo w te różne filtry i kondensatory, aby zrobić tę właściwą dwudrożną, a nawet trzydrożną kolumnę głośnikową. Dobry sprzęt wtedy kosztował niemało, jak dzisiaj zresztą. Dlatego też poszedłem swoją własną drogą, by samemu wykonać te kolumny z głośników i elektronicznych komponentów, co wychodziło znacznie taniej. A jakość brzmienia? Okazało się, że gdy po kilku latach kupiłem juz firmowe kolumny głośnikowe, to na dobrą sprawę, jasne, że grały lepiej ale czy aby na pewno aż tak bardzo lepiej? Właśnie. Ja sobie dopasowywałem brzemienie. W tych firmowych kolumnach, było wszystko ustawione już. Pozostawały oczywiście korektory dźwięku na wzmacniaczu. To jasne.

I tak można by ciągnąć tę historię stereofonicznych odbiorników radiowych, gramofonów, kolumn głośnikowych. Powiem tylko, że będąc w Berlinie Zachodnim w 1980 i to akurat w czasie wystawy IFA, czyli Internationale Funkausstellung, przywiozłem do Krakowa cały plecak prospektów tych wszystkich Marantzów, Sony, Denonów … itd Tak, to były czasy. Chwała bogu, wracają. I płyty winylowe i gramofony i cały wysokiej klasy sprzęt audio. A okazuje się, że i “Downbeat” ma się dobrze, jak i cały jazz.

Tak, wyjeżdżając z Polski urwał mi się kontakt z muzyką. Nie tylko dlatego, że Anglia to taki sobie kraj muzyczny, żaden, w tych obszarach, które mnie interesują. Ale przede wszystkim z codziennego zabiegania jednak. “A może to już było i nie wróci więcej …”? Się zobaczy.

-

Autor: Miłosz Matiaszuk

Jazzowy Poradnik Prezentowy

Zestawienie idealnych na prezent pod choinkę płyt jazzowych wydanych w tym roku. To nie jest ranking. To jest poradnik.

1. Charles Lloyd, The Sky Will Still Be There Tomorrow (Blue Note)image

Charles Lloyd w marcu skończy 87 lat, a ten jego album będzie — "przekonanie graniczące z pewnością" — płytą roku Downbeatu.

Piękna, naprawdę niesamowicie piękna płyta. Jak każda jego ostatnio. Niesamowity jest ten kot.

To w ramach Poradnika Prezentowego pozycja dość oczywista, będzie otwierać wszystkie tego typu zestawienia — w pełni zasłużenie, tym niemniej powinno się o niej tutaj wspomnieć.

2. Sonny Rollins, Freedom Weaver: The 1959 European Tour Recordings (Resonance)

 

3. McCoy Tyner and Joe Henderson, Forces of Nature: Live at Slugs’ (Blue Note)

O nagrodę "Historyczne Wydanie Roku" powinny walczyć te dwie powyższe pozycje i gdybym rozumiał o co chodzi w powabie hazardu, to bym stawiał na McCoya i Joe, bo mnie ta płyta po prostu wbiła na bardzo długo w mój kochany wózek, a na twitterku, gdy się ukazała, widziałem same  podobne do mojego zachwyty i emocje spod sufitu.

image

Oba albumy są niesamowite i pokazują, że generalnie właśnie ta kategoria dziś rozdaje karty. Owszem, powstaje wciąż ładna nowa muzyka, ale ta odkopywana, dotychczas nieodkryta, dostarcza o wiele silniejszych emocji. Gdy powstawała była świeża, nomen omen: odkrywcza. Okazuje się, że wciąż jest. Polecam gorąco obie płyty. Nie będę roztrząsał się zanadto, bo to po prostu giganci najwięksi z największych. 

image

4. Miles Davis, Miles in France 1963 & 1964 - The Bootleg Series, vol. 8 (Legacy)

Tak, tak wiem. Napisałem, że Top będzie McCoy i Joe, a wyszedł też "nowy" Książę Ciemności. Napisałem też, że nie kumam w ogóle idei hazardu. Eat it.

image

Ósmy wolumin tej niezwykłej serii wydawniczej niepublikowanych oficjalnie nagrań live Milesa Davisa przenosi nas do Francji i ostatniej trasy Kwintetu z Hancockiem przed dołączeniem Shortera, a jeszcze z Georgem Colemanem. To nagrania zespołu, który znamy i kochamy, choćby z legendarnych płyt "Four&More" i "My Funny Valentine". Ten zespół to jest pewien paradoks: Dopiero po dołączeniu Shortera zmienił muzykę i nagrał jedne z najbardziej cenionych płyt jazzowych w historii, ale tak naprawdę jako koncertowy band to właśnie to wcielenie, z Colemanem, jest chyba ... (oj, trudno przechodzi mi przez palce...)  l e p s z e ...?  Znałem dawno temu takich dziadów, którzy tak twierdzili i jeszcze 20 lat temu wydawało mi się ono na skraju bluźnierstwa, ale im jestem starszy, tym bardziej to rozumiem.

To jest dla fanów Milesa absolutny #MustHave, a jestem pewien, że ucieszy bardzo każdego, kto "ledwie" lubi Milesa i jazz lat 60tych. Absolutnie przepiękna rzecz.

So What, All Blues, Stella By Starlight, Seven Steps To Heaven, Milestones... Usual gang of suspects. No i te kosmiczne tempa rzucane przez Milesa, które brutalnie egzekwuje na bębnach, 17letni wówczas, Tony Williams! On miał 17 lat! Kumacie to? Siedemnastolatek został perkusistą największego w tamtym czasie muzyka jazzowego i grał już wtedy tak, że w zasadzie na tym instrumencie nikt już po nim lepiej nie grał. To jest szajba. Trzeba tego doświadczyć.

Ten wolumin składa się z pięciu tomów, więc to będzie ten droższy prezent.

 

5. Keith Jarrett Gary Peacock Paul Motian, The Old Country — Live from the Deer Head Inn (ECM)

W Downbeacie to wydanie oczywiście będzie skandalicznie pominięte, ale my tutaj jesteśmy lepsi od Downbeatu i je cenimy niezwykle wysoko. Wszystkie koncerty tego Tria to po prostu muzyczna ekstaza. Do żadnego innego zespołu tak dobrze nie pasuje określenie "jeden organizm". Byłem tylko raz w życiu na koncercie tego zespołu i było to czyste misterium. Wszystko było w nim nie-z-tej-ziemi. Naprawdę, to jest metafizyka. To jest czysta muzyka. Taka platońska. Poważnie. 


 

Będzie to też najlepiej brzmiąca płyta w tym zestawieniu, więc jest to odpowiedni prezent dla bliskiego Tobie audiofila, bądź bliskiej Tobie audiofilki.

image

6. John Zorn New Masada Quartet, Volume 3 — Live (Tzadik).

Zornowi pandemia wyszła na dobre, bo w 2020r. resuscytował swój najlepszy zespół koncertowy. 

Co ty chrzanisz?! Nie ma nikogo z oryginalnej Masady!

Tak, to prawda, ale to Masada.

— Guzik, oryginalna Masada była tworem spuścizny ornettowskiej grania w kwartecie bez instrumentu harmonicznego, a tu jest gitara!

Tak, to prawda, ale to Masada.

Masada wróciła i gra. I żyje i koncertuje i nagrywa płyty. Niesamowite to jest. Podziwiam Zorna, jestem zornologiem. Masadę kochałem miłością żywą, gorącą, prawdziwą. I możecie mi zaufać: To jest prawdziwa żywa Masada.

imageTo jest już trzecia płyta Nowej Masady. Pierwsze dwie były studyjne i są fantastyczne. Ta jest koncertowa i jest fantastyczna. Co mam Wam powiedzieć? Oni się cieszą tym graniem, słychać w nich tę samą energię, co w oryginalnym składzie, my się cieszymy słuchaniem i przeżywamy te same emocje, co słuchając nagrań Masady z lat 90tych. Boże, dzięki Ci za Johna Zorna.

 

7. Oded Tzur, My Prophet (ECM)

Oded Tzur jest młodszy od Zorna o ponad 30 lat, ale też jest nowojorskim żydowskim sakosofonistą, z tą różnicą, że jest jest nie tylko żydem, ale też i Żydem. Gra muzyką ECM'ową w najpiękniejszym wydaniu. Cudoooownie wyciszoną. Gra niezwykle delikatnie, zarówno on, jak i jego zespół. Jego poprzednie dwie płyty Isabela i Here Be Dragons zdają się tworzyć z tą wydaną w tym roku jakiś tryptyk. Dźwięki dobrze znane — nie znajdziecie na tej płycie żadnej awangardy, nie będzie na niej żadnych szaleństw, żadnego cienia nawet dzikości, czy pseudoeksperymentów, ale bądzcie spokojni: Nie znajdziecie też na niej ani grama nudy! Jestem, szczerze mówiąc, w ciężkim szoku, że takie płyty wciąż powstają. Jest to muzyka przepiękna i do cna autentyczna. Polecam każdemu!

8. Tord Gustavsen Trio, Seeing (ECM)

To już ostatnia pozycja z ECM, bo wrócą oskarżenia, że Eicher mi płaci. Nie, nie płaci. Nic z tego nie mam, że piszę o tych płytach. Tord i jego trio, podobnie jak Oded, nie próbują wymyślić prochu. Ten zespół gra tak, że jak zapytacie jakiegoś bota "Jak brzmi ECM", to on Wam puści dowolną płytę tego tria. Seeing jest przykładem czasem wykorzystywanego konceptu przez starzejących się jazzmanów polegającym na "jazzowym" zagraniu pieśni wyrytych od dzieciństwa — czyli hymnów kościelnych, a żeby być bardziej precyzyjnym: zborowych.

Nie tylko jednak same hymny są na tym albumie, bo Tord nagrał też własne kompozycje, które przenoszą nas do tej rzeczywistości, w której się wychował. Warto się wsłuchać w te historie. Mi łatwo to powiedzieć, bo jestem dzieckiem pastora, które uczyło się chodzić w zborze, ale to było przepiękne dzieciństwo i jego echa słyszę w bardzo wielu akordach i melodiach na tej płycie.

Każda płyta tego zespołu jest piękna, choć żadna niczym nie zaskakuje. Tak ma być. Ta płyta jest jak niedzielny obiad u mamy. Nie ma zaskakiwać. Polecam gorąco każdemu. Piękny album.

9. Bogdan Hołownia i Paweł Pańta, To nie przypadek (Pablobasso Continuum Records)

Mam pewną słabość do gry Bogdana Hołowni, którą zawdzięczam jego solowej płycie Don't Ask Why sprzed ćwierćwiecza. Tamta płyta powinna wydać mi się wtedy, gdy ją poznałem, totalnie nudziarska, a jednak ją pokochałem. Stała się jedną z płyt padającego wieczorem śniegu. Kocham ją do dziś.

Ta tegoroczna płyta, nagrana z prawdziwym wirtuozem kontrabasu Pawłem Pańtą, to idealny upominek świąteczny. Kolejni w tym zestawieniu, którzy nie próbują wymyślić prochu. Nic nie chcą udowodnić. Nie popisują się. Po prostu przepięknie grają w duecie fortepianu z kontrabasem stare polskie piosenki — wśród kompozytorów Korcz, Nahorny, Sent, Ptaszyn. Nie rozczarujecie się. Przepiękna rzecz na długie zimowe wieczory. Polecam każdemu.

image
_

Autor: Miłosz Matiaszuk

Źródło: www.salon24.pl

_______



tagi:

cbrengland
7 grudnia 2024 21:08
7     787    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

klon @cbrengland
7 grudnia 2024 22:44

Jakże miło usłyszeć....życie! 

zaloguj się by móc komentować

Szczodrocha33 @klon 7 grudnia 2024 22:44
8 grudnia 2024 01:49

Tak.

Tak jak bym oglądał serial "Gazda z Diabelnej".

zaloguj się by móc komentować

Szczodrocha33 @Szczodrocha33 8 grudnia 2024 01:49
8 grudnia 2024 01:54

Gazda, dopowiem, leciał wtedy jak w sklepach przeważały  chińskie kalesony, ocet i kije do szczotek.

To jest właśnie Oded Tzur w chińskich kalesonach, podpierający się kijem do szczotki.

 

Krzysztofie, serdecznie apeluję, przestań puszczać te bzdety.

zaloguj się by móc komentować

DrzewoPitagorasa @cbrengland
8 grudnia 2024 15:24

Hołownia , Pańta  - właśnie posłuchałam. Przyjemnie się słucha. Dzięki. 

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @Szczodrocha33 8 grudnia 2024 01:54
9 grudnia 2024 07:45

A jak nie przestanę, to co mi zrobisz? Dasz w mordę? Nie dasz rady. A widzisz.

Prymityw jednak jesteś, jak Osiejuk. I do tego amerykański, taki z prowincji. Nie mylić z czarnymi amerykańskimi muzykami. Oni stworzyli jazz.

________

zaloguj się by móc komentować

zkr @cbrengland
9 grudnia 2024 14:18

"+" za notke

Lloyd'a nie znalem

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @zkr 9 grudnia 2024 14:18
10 grudnia 2024 00:39

A wiesz, że ja też. Ale lepiej późno, niż wcale ☺

_______

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować