-

cbrengland : krzysztof feliks bekiersz - moja historia

Wsi sielska, anielska … i las

Gdzie ta wieś? Gdzie, kto ma

Chciałem zrobić taki mały fotoreportaż z mojej wsi tutaj obok, sielskiej, angielskiej, gdzie ostatnio bywam często ale może kiedy indziej. Chciałoby się tak ale na polskiej wsi. Na razie jest, jak jest.

Nawet nie bardzo można coś zaplanować. Właśnie dowiedziałem się, że doroczny show jachtów w Southampton został odwołany. Grypa szaleje bardzo, więc zdrowie obywateli jest najważniejsze. I według ostatnich wytycznych rządu, tak właśnie zdecydowano, by tej wystawy nie organizować. Od wielu lat się tam wybierałem. Właśnie dzisiaj mieliśmy tam pojechać. Jeszcze kilka dni temu byłem na tej stronie powyżej. Nawet chciałem kupić bilety.

Dobrze, że można wyjść z domu. Jak wiemy, już kiedyś i to niedawno, było to reglamentowane. Nawet jeszcze nie ma jesieni, a jak widać, Wielki Brat Ochrony naszego Zdrowia, czuwa. Co będzie za chwilę w zasadzie już można przewidzieć. I nie ma co sobie zawracać głowy jakimiś wystawami, koncertami, czy nie daj boże, podróżą, a już na pewno, nie za granicę.

W te wakacje podróżowałem po północno-zachodniej Anglii. Trochę o tym napisałem też tu i ówdzie. Ale, jak się nic nie zmieni, nie będę nigdzie już jeździł. Zbyt przygnębiające to jest. Prawie tak samo, jak patrzenie się na mecz piłki nożnej, czy ostatnio wyścig Formuły 1, a trybuny puste. To jest nie do przyjęcia w każdym momencie tych spektakli.

Nie wiem, czy aby koncerty muzyki klasycznej robią też tak. Słyszałem, że mają zostać “przywrócone do życia”. Myślałem o powrocie do sal koncertowych. Oczywiście w Europie kontynentalnej, w Polsce, Austriii (Salzburger Festspiele, letni wielki festiwal muzyczny w mieście Mozarta, w którym byłem i nawet w czasie tego festiwalu ale tylko byłem odwiedzić, jak na razie, niestety), czy w Niemczech lub we Włoszech, niezliczone festiwale muzyczne tam. Do Londynu już się nie wybieram. Dlaczego? Bodaj w zeszłym roku o tym napisałem i nawet pokazałem.

Moja, teraz już prawie codzienna, wizyta na plaży w “okolicach” wschodu słońca ustawia człowieka na cały dzień i nawet dłużej. Po paru dniach zaczyna się żyć w jakimś innym świecie. Ostatnio prawie dwa tygodnie nie zaglądałem do polskich mediów (do innych niestety, tak :-) Teraz okazuje się, że powoli nie będzie potrzeby tam zaglądać. To samo jest już wszędzie, może czasem w wersji turbo tylko. Chociaż zdaje się polskie władze czasem nie chcą być w ogonie tej awangardy światowej i mają swoje w tym względzie “sukcesy”.

To już nie te czasy Wschodu i Zachodu, gdy człowiek czytał z wypiekami na twarzy, to, co było zakazane w socjalistycznej ojczyźnie. Ależ człowiek był niemądry jednak wtedy. Przecież na przykład już zaraz po jej opublikowaniu w “New York Times” ukazał się artykuł krytykujący w całości i w szczegółach wielką Encyklikę Pawła VI “Humanae Vitae”, a to był dopiero rok 1968

Paweł VI, Encyklika Humanae vitae

oraz

komentarz teologów moralistów środowiska krakowskiego

pod kierunkiem Karola kardynała Wojtyły

(przedruk z: Notificationes e curia Metropolitana Cracoviensi, nr 1-4 A.D. 1969, s. 71-105)

Gdy popatrzymy teraz, gdzie jestesmy i co się wydarzyło przez te lata od tamtego czasu, całe nasze dotychczasowe myślenie powinno się odwrócić o 180 stopni. Mnie się już tak zrobiło jakiś czas temu.

Informacja o encyklice w tej gazecie, przynajmniej dla mnie, była jedną z kluczowych. Bowiem na co dzień w tej rzeczywistości, w której żyję od kilkunastu lat, miałem świadectwa, które wywróciły do góry nogami moje dotychczasowe myślenie o tym, gdzie żyłem i gdzie żyję w tym realnym świecie

I oczywiście nie jestem w tym odosobniony. Może z tą tylko różnicą, że dla wielu, te moje obecne konstatacje były oczywiste już dawno. Nie wyjechali z Polski. Ja tak.



tagi: nasze życie 

cbrengland
13 września 2020 11:37
4     1052    2 zaloguj sie by polubić

Komentarze:


Paris @cbrengland
13 września 2020 20:31

No  i...

...  odwraca  sie  to  nasze  myslenie  !!!

Mysle,  ze  odwraca  sie  ono  dzisiaj,  teraz  znacznie  szybciej  niz  bysmy  sie  tego  spodziewali...  i  mysle  tez,  ze  dla  wielu  z  nas  to  jest  bardzo  dobre,  to  "odwracanie  sie  naszego  myslenia",  a  konstatacje  wcale  nie  byly  takie  oczywiste  jak  sie  nam  wydawalo...

...  no  i  wiedzialo  o  nich   naprawde,  relatywnie  niewielu...  wiedzieli  o  tym  tylko  "wtajemniczeni"...  jest  w  Polsce  taka  BANDA  i  ZGRAJA,  ze  zeby  ich  kroili  i  solili  to  oni  NIGDY  z  Polski  nie  wyjada  !!!

Zdjecia,  Krzysiu,  jak  zawsze  piekne.

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @Paris 13 września 2020 20:31
14 września 2020 08:08

Zostałem "wygnany" na własne życzenie z Polski i teraz mam ☺ Ale nie ma dobrej odpowiedzi, gdzie lepiej. Teraz już nie. I to nie tylko dla mnie.

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @cbrengland
14 września 2020 14:37

"Gdzie ta wieś? Gdzie, kto ma "...

(...) Dzwonnicy osiągają ekstazę podobną chyba do ekstazy wywoływanej przez haszysz, ale trudno byłoby tego dowieść. Z drugiej strony przyjemność, jaką daje dzwonnictwo, przyrównać  można do gry w szachy. Tyle, że dzwony - w angielskim języku dzwony są rodzaju żeńskiego - dzwony, które się "rozkołysuje" i "przewraca" używając siły, by usłyszeć ich śmiech lub okrzyk rozkoszy, zdziwienia i przejęcia, dostarczają zadowolenia natury nia tak wyłącznie umysłowej, co gra w szachy. Wieże kościelne dosłownie kołyszą się, a huk dzwonów porażałby mieszkańców sąsiednich domostw, gdyby okienek dzwonnicy nie skonstruowano na zasadzie lukarn, tak by dźwięk unosił się w górę.

Gra na dzwonach to nałóg, od którego niełatwo się uwolnić, gdy raz trafiło się do tej małej, podobnej fortecy izdebki pod dzwonami i poczuło w ręku zachowujący się jak żywe zwierzątko miękki pikowany uchwyt sznura. Bo w tym momencie zaczyna się się życie będące samym skupieniem, doskonałością uderzenia, współgraniem ciała i umysłu tak niweczącym wszelkie niepokoje i troski, że można się zastanawiać, czemu dzwonnictwo nie wchodzi w zakres współczesnej terapii.

Dzwony z hipnotyczną wręcz pracyzją kołyszą się we wskazanym im rytmie. Są niewiarygodnie stare, ogromne, noszą imiona świętych, książąt, dziedziców, proboszczów i kupców, widnieją też na nich wyryte w spiżu modlitwy i wiersze. Dzwonnicy znają każdy dzwon w każdej parafii i wędrują po hrabstwie w poszukiwaniu  odpowiedniego dźwięku.

(...) Dla mieszkańców wsi dźwięk dzwonów jest czymś tak naturalnym, że przechodzi im mimo ucha. Kiedy ktoś, kto sam nie jest dzwonnikiem, zaczyna się w to bicie dzwonów wsłuchiwać, odnosi wrażenie ukojenia, tak jakby to Bóg powrócił w niebiosa, a na ziemi zapanowała sprawiedliwość. Tylko inny dzwonnik zrozumie, co się w danej dzwonnicy naprawdę dzieje.

(...) Nowoczesna pasja gry na dzwonach w zmiennym rytmie rozpoczęła się w siedemnastym stuleciu. To w 1668 roku ukazała się słynna "Tintinnalogia" Fabiana Stedmana. Ale już pół wieku przedtem ktoś wyżłobił na drzwiach dzwonnicy w Buxhall następujące cyfry:

12345

21345

23145

23415

23451

2...

(...)Wszyscy dwonnicy są znakomitymi piechurami i mógł pan często spotkać całą gromadę dzwonników idących przez Suffolk od dzwonnicy do dzwonnicy. Mieli w głowie setki rzędów cyfr i gdy znaleźli się na dzwonnicy, potrafili je wygrać. Gdziekolwiek by się nie znaleźli, umieli rozdzwonić wszystkie dzwony, a potem sprowadzić muzykę do najprostszego taktu 1-2-3-4-5-6-7-8.

(...) W Wielkiej Brytanii jest pięć tysięcy pięćset dzwonnic, a w każdej jest od pięciu do dwunastu dzwonów. Tak, że człowiek może całe życie jeździć od dzwonnicy do dzwonnicy i wszędzie znajdzie coś nowego.

Maksimum kombinacji  jakie można wygrać na ośmiu dzwonach wynosi 40.320 nazywa się to "dojście do końca".

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że wybaczy Pan ten długi cytat  -  ale jako miłośnika muzyki i jednocześnie wsi angielskiej - mam nadzieję -  że zaciekawi Pana. Zacytowane fragmenty pochodzą z książki Ronalda Blythe "Akenfield - portret wsi angielskiej" (Akenfield. Portrait of an English Village). Książka sięga historycznie do dziewietnastego wieku, a wspomnienia  opowiadających kończą się w drugiej połowie lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Tym nie mniej bardzo pouczające jest porównanie opisów starej wsi angielskiej z opisami polskiej wsi z tego samego okresu  - u Jana Słomki czy Tomasza Skorupki. Z tym, że ta polska wieś Skorupki czy Słomki to wieś zaborów austryjackiego i pruskiego, te tereny pod koniec dziewiętnastego wieku stały cywilizacyjnie o wiele wyżej niż w zaborze rosyjskim.

---------------------------------------------------------------------------------------------

Przed opisem jeszcze jednej rzeczy nie mogę się powstrzymać. Te 40.320 kombinacji uderzeń na ośmiu dzwonach przypomnały mi moją pracę przejściowa na Politechnice z Przetwarzania Danych. To były stare dzieje, lata sześdziesiąte, z moim kolegą o ksywce Gabryś dostaliśmy ciężki temat: "Generowanie permutacji zbioru o "n" elementach". Ilość permutacji (a nie kombinacji) takiego zbioru wynosi n! (n silnia). Więc w przypadku kiedy elementów jest osiem, permutacji będzie 1x2x3x4x5x6x7x8=40.320. Tyle ile jest możliwych do  wygrania permutacji gry na ośmiu dzwonach. Zajęcia odbywały się na maszynie UMC-1, która  w potężnych szafach miała ponad 3.000 lamp elektronowych, zajmowała duży pokój i pobierała moc kilka kW. Niestety, jej moce wyjściowe (obliczeniowe i druk na dalekopisie Lorenz) pozwoliły nam na wydruk największego zbioru n=5. O tym, aby n=8 - jak w tych dzwonnicach wygrywali angielscy dzwonnicy - mogliśmy tylko pomarzyć.

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować